Klątwa Nankera
Ekskomunika króla Jana Luksemburskiego
- Jako gwałciciela dóbr kościelnych wyklinam Ciebie mocą Wszechmogącego Boga i za wyklętego ogłaszam.
- Pop zuchwały i szalony mordercy widzę szuka. Niech sobie innego niż ja znajdzie, jeżeli chce męczennikiem zostać.
Taką scenę przedstawia alabastrowa płaskorzeźba wykonana przez Johanna Georga Urbanskyego ok. 1722-1725 r. na epitafium biskupa Nankera (Nankiera) we wrocławskiej katedrze. Poszło o zajęcie w 1339 r. biskupiego Milicza przez króla Czech Jana. Światowy władca i jeden z bardziej zapalonych rycerzy swoich czasów, wówczas już z przydomkiem Ślepy, po prostu zlekceważył prowincjonalnego biskupa, który na dodatek był skłócony ze znaczną częścią swoich owieczek. 10 lat wcześniej uzbrojeni wrocławscy mieszczanie wdarli się do katedry podczas odprawianej przez biskupa mszy. Zginęło kilku duchownych, a Nanker uciekł do swojej Nysy. Spór z królem trwał do śmierci biskupa w 1341. Jan porozumiał się z jego następcą. Sam zginął w bitwie pod Crécy. Już całkowicie ślepy, walczył przywiązany do dwóch innych rycerzy. Podobno gdy próbowano go wyprowadzić z bitwy, zawołał: Nie będzie to, żeby czeski król z pola uciekał. Oczywiście krzyknął nie po czesku ani niemiecku, ale francusku gdyż wychował się na królewskim dworze w Paryżu, a walczył po stronie Francji przeciwko Anglii. Kościół nie widzi klątwy i późniejszych wydarzeń jako porażki biskupa. Pomnik i pokazywana płaskorzeźba powstały w związku z rozpoczęciem procesu beatyfikacyjnego w 1719 r. Ciągnie się to więc już 300 lat. Na pewno łatwiej by było, gdyby król nie zachował zimnej krwi. Możliwe, że królowi Janowi towarzyszył podczas tego zdarzenia syn Karol Luksemburski.
-
Biskup wrocławski Nanker wyklina Króla Czech Jana Ślepego; płaskorzeźba Johanna Georga Urbanskyego w katedrze wrocławskiej
-
Jan Luksemburski z rajcami wrocławskimi i dworzanami
-
Biskup Nanker z dostojnikami kościelnymi
Opis za Erich Fink, Geschichte der landesherrlichen Besuche in Breslau, Breslau 1897.
Powodem kolejnego pobytu Jana we Wrocławiu w lipcu 1339 roku miał być spór o zamek Milicz. Król, któremu zależało na posiadaniu kontroli nad strategicznymi zamkami, podczas swego marszu przez Śląsk w 1337 roku zwrócił uwagę na silnie ufortyfikowany zamek biskupi w Miliczu, położony zaledwie 7 mil od Wrocławia. Ze względu na jego położenie na granicy z Polską zamek ten stanowił doskonały punkt oporu przeciwko temu krajowi, dlatego król natychmiast rozpoczął negocjacje z biskupem Nankerem w sprawie jego zakupu. Jednakże negocjacje te, prowadzone zarówno w 1337, jak i w 1338 roku, nie przyniosły pożądanego rezultatu, ponieważ biskup, na polecenie papieskiego dworu w Awinionie, odmówił sprzedaży, a nawet negocjacji.
Król Jan jednak nie porzucił swoich planów. Kiedy w lipcu 1339 roku ponownie przybył do Wrocławia, prawdopodobnie na prośby samych wrocławian, postanowił siłą zawładnąć obiektem sporu. Na koszt mieszczan, którzy wówczas byli w bardzo napiętych stosunkach z władzami kościelnymi, uzbroił niewielką armię, zdobył nią twierdzę z zaskoczenia i następnie wycofał się w pobliże Wrocławia. Wiadomość o tym wydarzeniu wprawiła biskupa w niemały gniew. Niezwłocznie wyruszył z Nysy, gdzie akurat przebywał, do siedziby biskupstwa, aby osobiście zaprotestować i odzyskać gród,\; towarzyszyło mu jedynie czterech polskich kanoników katedralnych.
Król właśnie konferował z wrocławskimi rajcami w jednym z pomieszczeń refektarza klasztoru św. Jakuba (później klasztoru św. Wincentego, obecnie siedziba Sądu Apelacyjnego), gdy do drzwi załomotał ktoś z ogromną gwałtownością. Na pytanie królewskiego trabanta, kto tak śmiało żąda wstępu, Nanker krótko odpowiedział: „Biskup chce do króla.” Jan, oburzony taką forą żądania audiencji, kazał mu odpowiedzieć, że teraz nie ma czasu i biskup może wrócić za godzinę. Nanker, równie głęboko urażony tym potraktowaniem, nie ustępował z miejsca, lecz w ten sam sposób nieustannie domagał się wstępu, aż w końcu osiągnął swój cel. Trzymając krzyż w ręku, stanął przed zdumionym królem i uroczyście wygłosił słowa:
- „Panie królu, upominam Cię po raz pierwszy, drugi i trzeci, abyś natychmiast zwrócił zamek Milicz, który bezprawnie posiadasz, kościołowi wrocławskiemu.”
Gdy Jan lekceważąco odrzucił takie żądanie, biskup wyciągnął przed niego krzyż i powiedział:
„I ekskomunikuję cię teraz i na zawsze w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego.”
Na ten nieoczekiwany zwrot wydarzeń Jan odpowiedział zręcznie:
„Na duszę Boga, kim jest ten ksiądz! Chyba chce, aby ktoś oddał mu hołd i uczynił go męczennikiem.”
Na próby uspokojenia sytuacji przez obecnych radnych Nanker odpowiedział, ku ich niemałemu przerażeniu, gwałtownym wybuchem:
„I wy również zasługujecie na ekskomunikę. I wiecie — z tymi słowami skierował się do drzwi — że wasz pan w ogóle nie jest prawdziwym królem, tylko małym królem?”
To stwierdzenie odnosiło się do faktu, że Jan na swoją koronację i namaszczenie nie miał własnego arcybiskupa w kraju, lecz musiał zwracać się z prośbami i darami do arcybiskupa z Moguncji.
Czechy nie miały swojej prowincji kościelnej. Erygowane w 973 r. biskupstwo praskie należało do archidiecezji mogunckiej. Dopiero 5 lat po opisywanym wydarzeniu papież Klemens VI podniósł diecezję praską do rangi archidiecezji. Działo się to jeszcze za panowania Jana (zginął w 1346 r.), ale głównie za zasługą Karola. Pierre Roger de Beaufort, czyli od 1342 r. Klemens VI, był nauczycielem Karola, gdy ten jako dziecko przebywał na dworze francuskim. Utrzymywali potem przyjacielskie stosunki i była to z pewnością okoliczność, która ułatwiła czeskiemu następcy tronu uzyskanie dla stolicy awansu. Wrosła ranga nie tylko miasta, ale i całego królestwa, a tym samym i władcy. Nie można było już sobie pozwolić na lekceważące docinki dotyczące wagi czeskiego monarchy.
Karol IV próbował do utworzonej czeskiej prowincji kościelnej włączyć Śląsk, czyli wyjąć diecezję wrocławską z archidiecezji gnieźnieńskiej. W tym m.in. celu odbyło się jego spotkanie z królem Polski Kazimierzem III we Wrocławiu w 1351 r. Oczywiście polski władca się na to nie zgodził. Taka zmiana nie była też na rękę nawet blisko związanemu z Luksemburgami następcy Nankera, biskupowi Przecławowi z Pogorzeli. Przynależność polityczna diecezji do państwa czeskiego, a kościelna do metropolii polskiej, była korzystna dla biskupa, gdyż dawała mu pewną niezależność.
Przecław von Pogarell (biskup 1342-1376) był członkiem jednego z możniejszych lokalnych śląskich rodów polskiego wczesnego średniowiecza. "Panowie z Pogorzeli" używali w XIV w. nadal pięknych imion rodowych - Wyszeniega, Racława, Przecław, Mroczko, Zbrosław, Budziwoj, ale już o dziadku biskupa Przecława, kasztelanie ryczyńskim, palatynie opolskim Mroczku, współczesny mu rocznik kapituły poznańskiej pisze "jakiś Niemiec". Wybór Przecława w 1341 r. był zwycięstwem stronnictwa niemieckiego, czyli jednocześnie proczeskiego, w kapitule i spotkał się z polskim sprzeciwem. Arcybiskup gnieźnieński Janisław odmówił elektowi kapituły sakry biskupiej. Przecław musiał się udać aż do Awinionu, gdzie udało mu się uzyskać papieskie zatwierdzenie wyboru (Bulla Benedykta XII z 28 I 1342 r.). Dopiero w Awinionie otrzymał też święcenia kapłańskie.